Po 2 tygodniach pożegnań, nie kończących się rozmowach, ostatniej imprezie domowej zostaliśmy przy pomocy 3 samochodów i 7 drombo odeskortowani na lotnisko ;) Odprawa, opłacenie dodatkowego bagażu, szybka kawa i już siedzimy w tym małym samolociku lotu gotowi do drogi (Ci co mieli przyjemność lecieć tą maszyną (ATR 42) chyba się ze mną zgodzą, że jest to niezłe przeżycie). 2h później lądujemy we Frankfurcie. Jedyne 4,5 godzinki i już siedzimy w samolocie do Vancouver (juz wiekszy Boeing 767). Dzięki wczorajszej imprezce dużo śpimy i w sumie budzimy się tylko na jedzonko lub na chwilkę na film żeby znów za chwilkę usnąć ;) Na lotnisku 2h zajmuje nam dostanie wiz i ogarnięcie się z bagażem:) Szczęśliwi ze mamy już wszystko z głowy, zabieramy bagaże i pędzimy do wyjścia w nadziei, że Tom i Eli jeszcze są (nie mieliśmy jak dać im znać, że chwilę to potrwa zanim dadzą nam wizy itd. Nie mieliśmy już polskich telefonów, nr do nich zapomnieliśmy zabrać i w ogóle masakra). Wychodzimy i oczywiście nikogo nie ma...Chodzimy, szukamy i nikogo znajomego nie widzimy. Już mieliśmy straszną wizję podróży metrem, promem, busem i z buta do nich do domu. Na szczęście Tom się spóźnił i za chwilę zobaczyliśmy jak się łapie za głowę na nasz widok i krzyczy " Jezus Maria co wyście zabrali" ;) Także szczęśliwi, że nie musimy targać naszego dobytku sami załadowaliśmy się do Toyotki i pojechaliśmy do domu. Nie możemy uwierzyć, ze już tu jesteśmy.
Rudzielec???:)
OdpowiedzUsuńo fak i macie tam słońce, a przecież do końca roku miało lać :)
OdpowiedzUsuńja ci poleję do końca roku;P
OdpowiedzUsuńpogoda jak na razie zajebiaszcza;)
i byle tak dalej;D
fotomontaż,. Ta fota jest z przed roku jak wylatywali do Polski
OdpowiedzUsuńCzekamy na listę przejść ze Skłamisz!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam Was i ściskam.