niedziela, 28 sierpnia 2011

Wylądowali ;)

Po 2 tygodniach pożegnań, nie kończących się rozmowach, ostatniej imprezie domowej zostaliśmy przy pomocy 3 samochodów i 7 drombo odeskortowani na lotnisko ;) Odprawa, opłacenie dodatkowego bagażu, szybka kawa i już siedzimy w tym małym samolociku lotu gotowi do drogi (Ci co mieli przyjemność lecieć tą maszyną (ATR 42) chyba się ze mną zgodzą, że jest to niezłe przeżycie). 2h później lądujemy we Frankfurcie. Jedyne 4,5 godzinki i już siedzimy w samolocie do Vancouver (juz wiekszy Boeing 767). Dzięki wczorajszej imprezce dużo śpimy i w sumie budzimy się tylko na jedzonko lub na chwilkę na film żeby znów za chwilkę usnąć ;) Na lotnisku 2h zajmuje nam dostanie wiz i ogarnięcie się z bagażem:) Szczęśliwi ze mamy już wszystko z głowy, zabieramy bagaże i pędzimy do wyjścia w nadziei, że Tom i Eli jeszcze są (nie mieliśmy jak dać im znać, że chwilę to potrwa zanim dadzą nam wizy itd. Nie mieliśmy już polskich telefonów, nr do nich zapomnieliśmy zabrać i w ogóle masakra). Wychodzimy i oczywiście nikogo nie ma...Chodzimy, szukamy i nikogo znajomego nie widzimy. Już mieliśmy straszną wizję podróży metrem, promem, busem i z buta do nich do domu. Na szczęście Tom się spóźnił i za chwilę zobaczyliśmy jak się łapie za głowę na nasz widok i krzyczy " Jezus Maria co wyście zabrali" ;) Także szczęśliwi, że nie musimy targać naszego dobytku sami załadowaliśmy się do Toyotki i pojechaliśmy do domu. Nie możemy uwierzyć, ze już tu jesteśmy.






poniedziałek, 8 sierpnia 2011

Vancouver za 3 tygodnie....

Dostałam się na studia!!! Mamy wizy!!! Zakupiliśmy bilety!!! Czas do odlotu: 3 tygodnie. W pracy już powiedziałam - stresowałam się trochę jaka będzie reakcja, ale było w porządku;) Nie ukrywam, troszkę smutno mi odchodzić bo całkiem nieźle się tu zadomowiłam. Ale...przygoda przygoda, każdej chwili szkoda;) Już niebawem OUTDOOR PRO będzie miał swojego korespondenta za oceanem, także tam też o nas usłyszą ;). Teraz trwają intensywne poszukiwania odpowiedniej kandydatki na moje miejsce. Aaa to nie byle jakie stanowisko, jest o co walczyć (firma wypłacalna, dobra atmosfera, fajni ludzie, zniżki na sprzęt ;) Casting już trwa, jak dobrze pójdzie niebawem będziemy mieć moją następczynię ;)

piątek, 5 sierpnia 2011

Targi Outdoor 2011 we Friedrichshafen

2 razy do roku u naszych zachodnich sąsiadów odbywają się targi, które są ogromnym wydarzeniem w świecie outdoorowym. Jest to impreza jedyna w swoim rodzaju na którą przybywają ludzie z całego świata. Przyjeżdżają tam by zaprezentować swoje produkty, nowe technologie, obejrzeć kolekcje i wszystkie nowości na kolejny sezon.
W tym roku ja zostałam nominowana do odwiedzenia targów. Dzięki sprzyjającym warunkom i przychylności pewnych osób Oskar mógł mi towarzyszyć;) Targi odbywały się w niemieckim Friedrichshafen nad samym jeziorem Bodeńskim;) Wyjazd na wariackich papierach, załatwianie wizytówek, delegacji, auta itd ale udało się wszystko jak trzeba i 15.07 o godz 9.30 zameldowaliśmy się pod główną halą:)

O 11 mieliśmy spotkanie z przedstawicielem firmy Marmot, której to produkty mamy już w naszej ofercie. W tym roku jednak nasz asortyment zostanie rozszerzony o odzież. Nowe kolory, kroje i modele są bardzo obiecujące, aczkolwiek też odważne (świetna kolorystyka, żywe kolory - dziewczynom będzie się bardzo podobać, chłopaki też narzekać nie będą). Następnie spotkanie z przedstawicielami firmy Arc'teryx - kanadyjską firmą od niedawna obecną na polskim rynku. W tym roku w naszym sklepie również będzie można kupić produkty tej firmy. Super prezentuje się również firma Black Diamond którą mamy przyjemność mieć w swojej ofercie. Uprzęże na przyszły rok są w świetnych kolorach i niesamowitych cenach (!), kije trekkingowe mają niespotykaną szatę graficzną, a innowacje w karabinku Gridlock zaskoczą niejednego wspinacza. W międzyczasie oglądaliśmy innych wystawców i ich pomysły, które prezentowali na przyszły sezon (np spódnicę do wspinania lub spodenki zintegrowane z uprzężą - firma Mammut). Czy ktoś coś kiedyś wspominał, że w spódnicy się nie można wspinać?;)




Coś dla najmłodszych wspinaczy


Warto również było odwiedzić miasteczko namiotowe, gdzie wszystkie firmy mogły pokazać swoje pomysły (często nieco dziwne).







Dzięki 2 dniom, które spędziliśmy na targach udało nam się chyba wszystko obejrzeć (Oski się śmiał, że zapędziłam go na każdą halę). Do śmiechu mu jednak nie było kiedy musieliśmy nosić katalogi wystawców (trochę tego było;) Mieliśmy również okazję zobaczyć chłopaków biorących udział w zawodach w slacklinie
i powspinać się przez pół dnia w Szwajcarskim Magic Wood (ech ta pogoda do d...;(