sobota, 18 września 2010

Lepiej niż w Squamish???

No i znów meldujemy się ze Starbucksa (kawa i darmowy dostęp do neta), tym razem z Penticton, które leży między dwoma jeziorami- Skaha i Okanagan (400 km na wschód od Vancouver). Dlaczego to miejsce??? bo wszędzie indziej napiera deszczem a tutaj jest sucho i można się wspinać;) Poza tym jest to kraina, która słynie z produkcji win, a lokalnie uprawiane owoce wysyłane są w najdalsze zakątki Kanady i reszty świata. Jeśli ktoś chciałby wziąć udział w zawodach Ironman- to właśnie tutaj są one rozgrywane;)
To tyle tytułem wstępu, a teraz od początku:
Ojj ciężko znaleźć miejsce do spania, oczywiście kempów jest tu całe mnóstwo, gorzej z miejscówkami "na dziko";) I tak na pierwsze 3 noce naszym nowym domem stał się poczciwy mercedesek zaparkowany pod "Wall Mart'em"(supermarket). Hitem jest fakt, że regulamin sklepu zezwala na nocowanie na parkingu;)także chcąc nie chcąc dołączyliśmy do licznie zaparkowanych tam kamperów i samochodów osobowych. Dobra karma nie opuszcza nas ani na chwilę, bo 4 dnia w skałach poznaliśmy Howie'go Richardsona,(legendy wspinaczkowej starego pokolenia, który m.in. napisał przewodnik wspinaczkowy po tym terenie), który zaproponował nam bezdomnym;) nocleg na terenie swojej posiadłości;D Czujemy się niemal jak dzieci u dziadka na wakacjach;) Prawie codziennie dołącza do nas ktoś nowy, także życie towarzyskie kwitnie. Ostatnio zawitał nawet Jason Kruk-poniżej link do ciekawego filmiku z jego udziałem;)
http://www.climb.pl/filmy/boogie-til-you-poop-to-moze-ci-sie-rowniez-zdarzyc/

Czas płynie na ciągłym zmaganiu się z miejscowymi klasykami wspinaczkowymi- jest tu tyle wspinania, że nie wiemy w co ręce wkładać;D

To tyle na razie- poniżej ciekawsze fotki ostatniego tygodnia;D
pozdrowienia...



- Oski na: 14 shootouts(5.11c)


- Nika walczy na: Not Fade Away(5.12a)


- rest na Penticton Speedway


- się działo się;)

środa, 8 września 2010

3 tygodnie z dala od cywilizacji...;)

Jesteśmy!!! PO prawie 3 tygodniach w kanadyjskiej dziczy meldujemy się cali i zdrowi z powrotem. Pierwsze 10 dni spędziliśmy pływając kajakiem po Chilko lake (jezioro lodowcowe, położone na 1160 m n.p.m.). Ogromne fale i wiatr pozwalały na pływanie tylko do południa a czasem nawet krócej (szczerze w życiu nie widzieliśmy takich fal na jeziorze). Oprócz kajakowania pochodziliśmy również trochę po górach otaczających jezioro (Mt Goddard, Mt Chilko). Następny etap urlopu spędziliśmy na obserwowaniu natury, a mianowicie niedźwiedzi Grizzly. Jakie to są wielkie bestie! Nika miała tą rzadką przyjemność stanąć z jednym oko w oko, w odległości 5m... Mieliśmy okazję podziwiać także 3 pod względem wysokości wodospady w Kanadzie(Hunlen Falls 280 m). To wiązało się z pokonaniem nie małej ilości kilometrów (łącznie w 4 dni zrobiliśmy ich 76, z czego 40 w 1 dzień). Wakacje jak wiadomo niestety szybko się kończą i trzeba wracać do domu (do Eli i Toma bo wciąż jesteśmy bezdomni ;)

Wykąpani, z czystymi rzeczami, pełni zapału do wspinu (3tygodniowy rest to nie mało) i lżejsi o 4kg ;) wracamy do Squamish ;)