poniedziałek, 4 października 2010

5 dni do wylotu

Po powrocie ze Skaha nad Vancouver i Squamish nadciągnęły chmury i deszcz niespokojne więc zmuszeni byliśmy przeczekać ten czas u znajomych (Michał i Ewa). Nie możemy narzekać bo prysznic, sucho kiedy pada i uczucie ze jest się w domu (nie naszym co prawda ale zawsze) było bardzo miłe:)Na szczęście pogoda okazała się łaskawa i pozwoliła nam spędzić ostatnie dni w skałach:) Po Skaha jak wpadliśmy w Fern hill (nowy rejon zaraz za Chiefem) morale nam się podniosły jak Oski zaonsajcił 5.12a (7a+). Mnie się udało przejść flashem tą drogę i inne 5.12a/b na którym Oski dzielnie walczył, ale niestety OS nie puściło.
Ostatnie dni spędziliśmy w Whistler u znajomych (Steve i MC). Pierwszego dnia bulderowaliśmy w Pemberton, gdzie Steve ma wiele autorskich problemów. Super miejsce (nie tak zatłoczone jak Squamish) z nadzwyczajnym tarciem i bezpiecznym lądowaniem. Drugiego dnia wybraliśmy się do Suicide Bluffs,ale za wiele tam nie porobiliśmy (większość dróg na własnej,a wszystkie sportowe mokre:/). Miejsce jest warte zobaczenia, gdyż żeby dostać się pod skały konieczna jest przeprawa przez rwącą rzekę (tyrolka).
Dobra nie rozpisujemy się za bardzo, bo ostatnie 5 dni musimy wykorzysta jak najlepiej się da:)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz